GDZIE JEST MIŁOŚĆ, TAM MUSI BYĆ DIALOG

Dialog jest tematem przewodnim najnowszego, zimowego wydania kwartalnika "Misyjne Drogi" (misyjne.pl). Znajdziecie tam bardzo wiele interesujących artykułów poświęconych temu arcyważnemu zagadnieniu. Autorzy - posługujący w bliższych i dalszych zakątkach świata misjonarki i misjonarze, starają się pokazać rozmaite drogi prowadzenia dialogu.

OTO PEŁNY TEKST ARTYKUŁU:

„Wierzę w Buddę” – mówi kobieta lama. „Wierzę w Boga” – mówi rabin. „Wierzę w Jezusa Chrystusa” – mówi ksiądz. „Wierzę w Allaha” – mówi muzułmanin. „Wierzę w miłość” – zapewniają wszyscy. Wyciągają do siebie dłonie, w których trzymają: figurkę Buddy, żydowską menorę, Dzieciątko Jezus i muzułmański sznur modlitewny. To film nakręcony w Watykanie – zupełnie nowy sposób prezentowania intencji modlitewnych. „Ludzie szukają Boga na różny sposób” – tłumaczy w filmie Franciszek. „Są różne religie, ale jedna rzecz jest pewna: wszyscy jesteśmy dziećmi Boga” – mówi. Skoro mamy wspólnego ojca, wszyscy braćmi jesteśmy. To wciąż dla wielu szokująca informacja i wstrząsające doświadczenie. Dlatego tak bardzo potrzebujemy dialogu między sobą, ale też z naszymi siostrami i braćmi, których za dobrze nie znamy – ludźmi innych kultur i ras, odmiennych religii, filozofii życia czy sposobów postrzeganie świata.

Dialog narzędziem narodowego pojednania

Niestety wciąż mamy duży kłopot z podejmowaniem dialogu, mimo ogłaszanych dokumentów, jak list biskupów z 2003 r. „Dialog warunkiem pokoju”. W 1995 r., mój biskup i nauczyciel dialogu, prymas Polski senior abp Henryk Muszyński wraz z abp. Józefem Życińskim przeforsowali na forum Konferencji Episkopatu Polski „Orędzie biskupów polskich o potrzebie dialogu i tolerancji w warunkach budowy demokracji”. Nie było w nim żadnych rewelacji. Dwaj wybitni pasterze Kościoła w Polsce chcieli zwyczajnie przetransponować na grunt polski treść encykliki Pawła VI o dialogu ,,Ecclesiam suam” z 1964 r. Dokument był bardzo długo dyskutowany. Niestety nie został przyjęty przez polski Episkopat. Został wydany przez kieleckie wydawnictwo „Jedność”. To pokazuje, jak wieli dystans, a nawet nieufność do dialogu z „innym” mają polscy biskupi i księża.

Od kilku lat obserwujemy coraz większe podziały w społeczeństwie. Polacy nie potrafią ze sobą rozmawiać, prowadzić dialogu, który wymaga przecież konkretnych warunków: poszanowania partnera (dialog jest postawą, a nie metodą przekonywania); gotowości wysłuchania, co ma do powiedzenia; świadomości, że nikt nie ma monopolu na aplikację prawdy do konkretnej rzeczywistości, a także świadomości własnej tożsamości. To, że niektórzy nie są gotowi dialogować, świadczy o ich niepewności co do własnych poglądów, bo boją się poddać je weryfikacji. W ostatnim czasie obserwowaliśmy protesty społeczne, jakie wybuchły po wyroku Trybunału Konstytucyjnego dot. ustawy aborcyjnej. Mogliśmy zobaczyć, jak wielka była skala nienawiści, zacietrzewienia i wrogości zarówno na ulicach, jak i w Internecie, który stanowi przecież ważną platformę komunikacji. Prymas Polski abp Wojciech Polak apelował o dialog i wskazywał, że nim się go podejmie „trzeba najpierw wyzbyć się nienawiści i ostudzić niekontrolowane emocje”. Przypominał: „W kwestiach spornych mam nie tylko prawo mówić, ale i obowiązek słuchać z szacunkiem i bez uprzedzeń, gotowych tez i krzywdzących opinii”.

Jak kania dżdżu potrzebujemy dzisiaj w Polsce prowadzącego do przebaczenia dialogu. Wydaje się jednak, że są na to nikłe szanse. Wszystkie okazje z przeszłości, jak śmierć Jana Pawła II, czy katastrofa smoleńska zostały bezpowrotnie utracone. Nie ma więc mowy o przebaczeniu, są za to codzienne rozliczenia, szczucie, perfidne kłamstwa i wołająca o pomstę do nieba żenująca propaganda. Skoro nie ma szans na pojednanie odgórne, powinniśmy starać się o wzajemne przebaczenie w naszych rodzinach (ileż to naszych rodzin doświadcza podziałów z powodu polityki?!), wśród przyjaciół, znajomych, sąsiadów. Jako chrześcijanie mamy inspirować się Ewangelią, która nakazuje nam zrezygnować z postawienia na swoim, z udowadniania swoich racji, z ciągłego mówienia jedni drugim: „Jesteście głupi! Jesteście gorsi! Jesteście źli!”. Warto, byśmy się pytali, co jest dla nas większe, co jest ważniejsze: godność mojego brata, więzi, które mnie z nim łączą, czy interes jednej lub drugiej partii?

Zakorzenienie we własnej religii, historii i kulturze otwiera na dialog

Kilka miesięcy temu rozmawiałem z moim dobrym kolegą z czasów seminarium, z którym świetnie się wówczas rozumieliśmy. Dzisiaj obaj jesteśmy księżmi. Pracujemy jednak w różnych miejscach i w dosyć odmiennych uwarunkowaniach. On w Polsce, ja w Londynie. Nie rozmawialiśmy ze sobą ponad rok. W czasie ostatniego spotkania powiedział mi na samym wstępie, że już się nie rozumiemy, ponieważ mówimy różnymi językami. „Ty jesteś inny. Nie rozumiem tego, co mówisz, co piszesz, co robisz. My już się nie rozumiemy!”. Poczułem się oskarżony, a jego słowa zabrzmiały trochę jak wyrok. Dopytywałem o źródło tego niezrozumienia. Okazało się, że jest nim właśnie moja rzekoma „gorsząca otwartość i chęć rozmowy nawet z tymi, z którymi rozmawiać nie powinniśmy, jak muzułmanie”.

Fakt, że od ośmiu lat mieszkam i posługuję w jednym z najbardziej kosmopolitycznych miast  świata – Londynie – niewątpliwie wpływa na moją otwartość. Codziennie spotykam się z ludźmi, którzy mają odmienne od mojej wizje świata i poglądy. Kiedy przed dwoma laty opublikowałem na moim facebookowym profilu zrobione w metrze zdjęcie z muzułmanką w hidżabie, zaskoczyła mnie reakcja ludzi. Na kilkaset komentarzy, niemal wszystkie były pozytywne. Jedynie kilka wyrażało dezaprobatę, a dwa można było zakwalifikować jako „mowę nienawiści”. Podobnym ciekawym doświadczeniem była ubiegłoroczna wizyta kolędowa w domu moich parafian. Modliliśmy się o Boże błogosławieństwo, a w tym samym czasie elektryk, który wykonywał jakieś prace, rozłożył musallę – muzułmański dywanik do modlitwy – i również się modlił. To naprawdę – zwłaszcza dla dzieci – była niezapomniana lekcja szacunku i tolerancji. Kluczem do przełamywania stereotypów jest kontakt. Bo kontakt to element, który rozbraja konflikty i pozwala ludziom wyjść poza uprzedzenia. W Polsce ludzie mają niewielką możliwość, aby poza nie wyjść, ponieważ kontakt z innymi społecznościami jest ekstremalnie ograniczony. Dodatkowo jesteśmy codziennie bombardowani informacjami, które tylko i wyłącznie utwierdzają nas w tym, że nasze postrzeganie świata jest najsłuszniejsze.

Polacy żyjący w Wielkiej Brytanii każdego dnia spotykają się z wyznawcami Islamu. Choć często są sąsiadami (sam przez ponad rok miałem bardzo sympatycznych sąsiadów muzułmanów, z którymi mieszkałem pod jednym dachem), współpracownikami a nawet bliskimi znajomymi, to jednak wzajemna wiedza obu stron o sobie jest niewielka i ustępuje miejsca stereotypom. A tam gdzie jest niewiedza, tam zawsze pojawiają się lęk i niepewność, które nie służą wzajemnym relacjom i dialogowi. Jest też inny rodzaj niewiedzy, który wywołuje obawy i zniechęca do dialogu z ludźmi, którzy wierzą w Boga inaczej niż ja. To brak doświadczenia żywej wiary – relacji z Bogiem i brak nawet elementarnej wiedzy na temat własnej religii. Wspomniany przeze mnie abp Henryk Muszyński – człowiek dialogu – bardzo często powtarza, że im ktoś jest głębiej zakorzeniony w swojej religii, historii i kulturze, tym bardziej otwarty będzie na dialog z innymi.

Szkoła dialogu papieża Franciszka

Dlatego potrzebne jest, zwłaszcza ze strony duchownych, dążenie do dialogu i wzajemnego poznania religii, kultur, tradycji, ale też stworzenie przestrzeni dla wspólnego podejmowania działań zarówno w kwestiach edukacyjnych i społecznych, jak i religijnych. Musimy bowiem pamiętać, że ludzie szukają i będą coraz częściej szukać Boga na różne sposoby. Bardzo dobrą szkołę dialogu daje nam papież Franciszek. Już w Buenos Aires „był mistrzem w budowaniu relacji ponad podziałami i granicami” – zauważył jego biograf Austin Ivereigh. Niektórzy wręcz uważali, że argentyński model dialogu międzyreligijnego był unikatowy w skali świata. Polegał raczej na przyjaźni, niż na szukaniu porozumienia teologicznego, na dzieleniu się swoimi troskami bez naruszania swojej tożsamości. Mówił o tym w rozmowie z Mirosławem Wlekłym ks. Guillermo Marcó, który w Buenos Aires zakładał z przyszłym papieżem instytut dialogu międzyreligijnego (M. Wlekły, „Raban! O Kościele nie z tej ziemi”, Warszawa 2019).

W 2004 roku Jorge Bergoglio pojawił się w Argentyńskim Ośrodku Islamskim, wokół którego skupiali się głównie potomkowie przybyłych tu w latach dwudziestych Libańczyków i Syryjczyków. Wcześniej nie było tam żadnego biskupa, nie mówiąc o kardynale czy prymasie. Później Bergoglio doprowadził do założenia instytutu międzyreligijnego. Ustalono wtedy, że obojętnie do jakich sporów dojdzie za granicą, nie będzie to miało wpływu na stosunki chrześcijan i muzułmanów w Argentynie. Szef Ośrodka Islamskiego Omar Abboud, którego dziadek był autorem pierwszego muzułmańskiego przekładu Koranu na hiszpański, powiedział wspomnianemu Mirosławowi Wlekłemu, że „Bergoglio był kimś, kto patrzył na nas i uczył nas dialogu”. Przyszły papież, zajadając ciasteczka alfajores, wykładał też Abboudowi swoje cztery zasady: „całość jest ważniejsza od części, jedność jest ponad podziałami, rzeczywistość ponad ideologią, a czas ponad przestrzenią”. Znając te fakty, oczywiste staje się to wszystko, co papież Franciszek od lat mówi i robi.

Ewangelia źródłem dialogu

Ale przecież jest coś bardziej fundamentalnego i pierwotnego, co uczyniło Jorge Bergoglio człowiekiem dialogu. To Ewangelia, która powinna być źródłem wszystkich naszych inspiracji i działań. Nie ma sposobu, by człowiek autentycznie żyjący Ewangelią nie był człowiekiem dialogu, podobnie jak nie jest możliwe, by wspólnota parafialna budowana w duchu Ewangelii nie była wspólnotą dialogu. To dlatego o naszej parafii mówimy, że jest otwartą na każdego człowieka wspólnotą ludzi wierzących, wątpiących i poszukujących. To wspólnota Kościoła, ale też swoisty „dziedziniec pogan”. Podobnie, jak w Kościele jest miejsce dla każdego, tak również w naszej parafii każdy może znaleźć swoje miejsce. To między innymi właśnie dlatego przez dwa lata członkiem naszej parafialnej Rady Duszpasterskiej był zaprzyjaźniony z nami pastor ewangelicki. To dlatego każdego roku świętujemy z innymi wspólnotami chrześcijańskimi Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, obchodzimy Dzień Judaizmu czy zapraszamy imama z okazji Dnia Islamu. Robimy wiele, aby parafia pw. św. Wojciecha w centrum Londynu była przestrzenią dialogu, wymiany myśli, promocji polskiej kultury i ewangelizacji.

Święci nauczycielami dialogu

Dodatkową inspiracją są dla nas święci patroni, których relikwie w naszej parafii czcimy. Św. Szarbel pochodzi z Libanu – państwa, w którym jak nigdzie indziej w zgodzie żyją chrześcijanie i muzułmanie. Gdy w 1920 roku zarządzający Libanem Francuzi wymyślili utworzenie tu państwa chrześcijańskiego i powierzenie rządów przedstawicielom jednej religii, sprzeciwił się temu chrześcijański patriarcha maronicki Eliasz Hoayek. Uparł się, by kraj był zróżnicowany religijnie i sprawiedliwie dzielony z muzułmanami. Mówił, że charakter narodowy i religia nakazują szanować każdego, bez względu na jego przekonania, a rozum wymaga bratać się z osobą, z którą żyje się pod tym samym niebem i na tej samej ziemi.

Nasz główny patron – św. Wojciech – wyruszył do tych, z którymi mógł zacząć wszystko od początku. Może chciał u nich osiąść, założyć pustelnie, opowiadać o dobrym Bogu przez benedyktyńskie ideały: modlitwą i pracą. Zabił go tak naprawdę lęk tych, do których poszedł – lęk przed zmianą, lęk przed dialogiem, pogański religijny fundamentalizm, pogląd, że ma być tak, jak zawsze było, a nie tak jak być powinno. Dlatego w naszej parafii nie boimy się nowości i zmian, do których wzywa nas Ewangelia. Nie boimy się też odważnego podejmowania dialogu ze światem, w którym żyjemy. Jesteśmy ostrożni, by nie wpadać w zabójczy religijny fundamentalizm. Św. Wojciech uczy nas, że jeśli ktoś nie chce nas słuchać, mamy być konsekwentni, ale nie w mówieniu. Po prostu mamy być tu gdzie jesteśmy i robić to, co do nas należy. Nie przekonanie kogoś jest największą wartością, ale wierność prawdzie. Chrześcijaństwo to nie religia menedżerów czy PR-owców, którzy na koniec roku budżetowego mają dowieźć Panu Bogu wynik. Chrześcijaństwo to religia Bożych wariatów, dla których miłość jest ważniejsza od ich własnego życia. A gdzie jest miłość, tam musi być dialog.

 

Ks. Bartosz Rajewski (ur. 1983 r.) – od sześciu lat proboszcz polskiej parafii pw. Św. Wojciecha w Londynie, od roku odpowiedzialny również za angielską parafię pw. Św. Patryka w Londynie, kapłan archidiecezji gnieźnieńskiej.

Nasza witryna używa plików cookies. Dowiedz się więcej:Polityka prywatności